Gramofon dla wszystkich czyli z nowym gramofonem w nowy rok 2023: Różnice pomiędzy wersjami

Z Technique.pl
Skocz do: nawigacja, szukaj
(Utworzono nową stronę "Dawno temu czytałem opowiadanie Stanisława Lema, o pewnej planecie gdzie mieszkańcy oczywiście roboty, byli nieustannie nękani sypiącymi się z nieba meteorytami....")
 
(UWAGA! Usunięcie treści (strona pozostała pusta)!)
 
(Nie pokazano 77 pośrednich wersji utworzonych przez tego samego użytkownika)
Linia 1: Linia 1:
Dawno temu czytałem opowiadanie Stanisława Lema, o pewnej planecie gdzie mieszkańcy oczywiście roboty, byli nieustannie nękani sypiącymi się z nieba meteorytami.
 
I wtedy jeden z nich wpadł na pomysł, aby każdy element swojej konstrukcji zastąpić brakiem tego elementu.... Śrubę brakiem śruby, koło zebate btakiem koła etc...
 
Istniał wiec sobie dalej ale już w innej przestrzeni. Istniał z zbiorze braku a nie w zbiorze istnienia.
 
  
To opowiadanie przypomniało mi się w kontekście budowy gramofonów.
 
 
Co ma piernik do wiatraka, co ma robot do gramofonu ?
 
 
Otóż swój pierwszy gramofon zrobiłem jeszcze w czasach studenckich czyli w końcówce lat 70-tych. Mimo braku wszystkiego udało się tego dokonać, dzięki prostej regule "potrzeba jest matka wynalazku".
 
Podstawowy problem stanowiło wówczas zdobycie materiałów. Dla przykładu: W okolicy było 3 lub 4 sklepy z materiałami kolorowymi. (do dziś pamiętam numer telefonu do podstawowego z nich, aby było ciekawiej numer do dziś jest ten sam poza zmiana z 6 na 7 cyfr) Zakup materiału nie był łatwy bo w sklepie nie było jak ciąć poza ręczną piłą ramową zwaną od przedwojny buchwelem przy większych gabarytach trzeba to było ciąc brzeszczotem od buchwela co stanowiło nie lada gehennę. Można było tez pozyskać materiał odkupując gdzieś w zakładzie przemysłowym co wszakże nie było proste. Dlaczego ? ano jak wyżej Kupić płytę powiedzmy 2x2 można było tyle że nie było tego jak ciąć.
 
Do dziś pamiętam płytę aluminiową grubości 40 mm którą ktoś w akcie rozpaczy próbował ciąć elektroda spawalniczą :)
 
Jeśli sytuacja była naprawdę trudna, to zawsze można było wykonać odlew. Nie było może tanio i, jak to przy odlewie, nie było 100% gwarancji sukcesu, ale można było...
 
 
Zdobyty, tak czy inaczej materiał trzeba było obrobić. I tu zaczynała się bajka. Istniały dość dobrze dostępne warsztaty mechaniczne. Warsztaty istniały w większości szkół technicznych, a te na Politechnice były naprawdę bajkowe.
 
Dlaczego nie próbowaliśmy robić takich rzeczy po prostu w fabrykach. Przyczyny były generalnie dwie: po pierwsze zakłady przemysłowe były strzeżone przez straż przemysłowa zbrojna w karabiny z I Wojny Światowej, więc wnoszenie i wynoszenie czegokolwiek było bardzo ryzykowne, choć bywały i przypadki kiedy walory intelektualne strażników udało się jakoś wykorzystać. Przykład: bardzo poszukiwany był wówczas klej do drewna. Ludzie nie umieli posługiwać się tradycyjnym klejem stolarskim, do kleju kazeinowego podchodzono z dużą rezerwą pozostawał więc wymarzony WIKOL. Źródłem Wikolu był pewien silnie strzeżony zakład gdzie pracownicy dla rekompensaty warunków pracy dostawali przydziałowo mleko w tradycyjnych butelkach ze srebrnym kapslem. Wynoszenie tego mleka było tolerowane. Wyjeżdżał więc Wikol w litrowych butelkach... Drugą przyczyna było oczywiście to, że maszyny na produkcji robiły cała dobę jedna czynność obsługiwane prze "operatora", któremu obrabiarkę ustawiał jak sama nazwa wskazuje "ustawiacz". Ludzie którzy byli w pełnym tego słowa znaczeniu tokarzami frezerami pracowali zwykle w nieprodukcyjnych częściach fabryk czyli np. narzędziowniach. I tak pewno pozostało do dziś.
 
 
Wracając do uczelni TECNICZNYCH ich bajkowego wyposażenia i wyśmienitych załóg... Uczelnie istnieją przecież, mało tego wyzbywszy się "komunistycznych złogów" pną się i pną po międzynarodowych rankingach tak szybko że strach pomyśleć gdzie się jeszcze zapną... Niestety dla poszukujących możliwości wykonawczych przestały istnieć. Owo cudowne i wszechpopierane pięcie zależy bowiem od tzw DOROBKU NAUKOWEGO. Aby się piąć trzeba publikować, trzeba pisać (już nie na papierze, aby uniknąć drażliwego tematu nakładów tych publikacji), trzeba pisać pisać pisać. Innymi słowy w miejsce konstrukcji i prototypów powstających niegdyś na uczelniach technicznych pojawiły się dorobki gwarantujące pięcie. To oznaczało likwidację warsztatów. W międzyczasie mocno podupadło szkolnictwo zawodowe niw ma więc młodych fachowców, a starzy odchodzą na emerytury (często wraz z obrabiarkami) lub szerzej mówiąc przestają być aktywni zawodowo. A zatem koniec bajki... Wilki dorobku połknęły Czerwonego Kapturka sprawdzalnej techniki materialnej, a na rozpłatanie ich łakomych brzuchów przyjdzie jeszcze pewno trochę poczekać.
 
 
Oczywiście i wtedy i teraz istnieją warsztaty prywatne, które z racji kosztów utrzymania oddalają się coraz bardziej od centrów dużych miast. Szczęśliwie wraz z tą odległością obniżają się ceny, ale rosną koszta "logistyczne obsługi" całej operacji. Jedna rzecz zmieniła się na korzyść. W ramach dawnego nękania rzemieślników prywatne warsztaty miały bardzo stare, wręcz zabytkowe obrabiarki, co przy precyzyjnych detalach miało jednak spore znacznie.
 
 
Po co ten wstęp historyczny i przydługi.
 
 
Opowieść ta uzasadnia moją i pewno nie tylko moją KAPITULACJĘ.
 
Ze względu na brak rozsądnych możliwości wykonawczych trzeba zrezygnować z dawnych bezkompromisowych konstrukcji.
 
Mimo tej kapitulacji spróbujemy przeprowadzić krótką analizę jaki gramofon nadal można zbudować mieszcząc się w rozsądnych granicach.
 
 
1. Jaki gramofon. Budowanie tradycyjnego gramofonu nie bardzo ma sens, bowiem to co występuje na rynku daje szerokie możliwości.
 
Oczywiście oferta pakietu startowego dla potencjalnego wielbiciela czarnych płyt jest co prawda spora, ale ich jakość z grubsza odpowiada wielokrotnie przywoływanej ideologii, "będzie tylko odrobine gorzej, ale za to dużo taniej". W dalszym ciągu istnieją perełki na rynku wtórnym, wśród gramofonów używanych. A ponieważ niekoniecznie były produkowane w myśl wspomnianej ideologii to nadal żyją i cieszą się dobrym zdrowiem technicznym.
 
Jak je znaleźć... najprościej zapytać winylowca w wieku emerytalnym. Plan B to poczytać trochę literatury, podkreślmy LITERATUR a nie PROSPEKTÓW, jest to droga bardziej skomplikowana ale pozbawiona przyzwyczajeń winylowca emeryta.
 
My nasze rozważania pociągniemy w myśl, tym razem mojej zasady mającej ponad pół wieku : "Jeśli nie możesz czegoś kupić to sobie to zbuduj".
 
Podstawowym założeniem będzie zatem zbudowanie gramofonu mającego możliwość zabudowania kilku ramion o różnej konstrukcji długości etc.
 
Jeżeli nie chcemy się ograniczać do konkretnego typu ramienia tylko konstrukcja ma być otwarta to podstawowym pytaniem staje się pytanie jak ma wyglądać postument gramofonu i jak do niego mocować ramiona.
 
Ponieważ zbudowałem conajmniej kilkanaście tego typu gramofonów spróbuje teraz pokazać wnioski zgromadzone w dotychczasowych doświadczeniach.
 

Aktualna wersja na dzień 15:22, 24 mar 2023