Powrót do przyszłości czyli HydroPeloponez

Z Technique.pl
Skocz do: nawigacja, szukaj

Wstęp

Polo 6661-1.jpg

Nie wierzyłem, że to nastąpi.... Po latach ukrywania Poloneza i unikania prezentacji na imprezach promocyjnych czy chociażby imprezie HRKP.

Jednak ożył.

Zdarza mu się wieczorami objawiać na terenie wydziału SiMR.

Ma też wreszcie stałe miejsce pobytu w garażu dość podobnego do tego w którym się narodził, tyle że z mniejszym metrażem.

Polo 6664-1.jpg

Historia

W związku z powyższym zdecydowałem się odtajnić archiwalny film dotyczący Poloneza i dołożyć do niego niekoniecznie poprawny politycznie komentarz.

Krajobraz z Peloponezem w tle….

Ten tekst ma właściwie charakter wspomnieniowy i to sięgający głęboko, bo jakieś 50 lat wstecz…

Początki tej historii sięgają jeszcze moich studiów politechnicznych.

Mogło to być w okolicach roku 1978. W ramach programu studiów musiałem nieco czasu poświęcić budowie ciągników. Po przebrnięciu przez teorię nasz rocznik wpadł w wir laboratorium…

Była to wówczas „dobra stara szkoła”, podlegająca pod Zakład Ciągników, kojarzony przede wszystkim z prof. Edwardem Habichem (https://pl.wikipedia.org/wiki/Edward_Habich), patronem ulicy w Warszawie w dzielnicy Ursus.

„Na laboratorium” zwłaszcza jeden z pracowników, dr Zdzisław Tomczyński, dał nam się wtedy we znaki… Kierownikiem laboratorium był zaś dr Jan Olechowicz, człowiek niezwykłej siły spokoju (przynajmniej tak Go pamiętam).

I tak moje drogi skrzyżowały się z oboma Panami Doktorami po raz pierwszy…

Chwilę potem skończyłem studia i los rzucił mnie do Zakładu Teorii i Konstrukcji Silników (tak się wtedy chyba nazywał). W ramach pracy naukowo-badawczej były wtedy w zakładzie prowadzone dwa spore projekty:

  • Jeden dotyczył kompleksowych badań układu rozrządu silników 115 DB, czyli silników samochodu Polonez
  • Drugi dotyczył także tego silnika, lecz zajmowano się w nim zastosowaniem paliwa z dodatkiem metanolu.

Nie chcę się tu wdawać w szczegóły, bo nie o tym to wspomnienie, choć naprawdę bardzo dużo zapamiętałem.

W ramach tego pierwszego projektu realizowaliśmy między innymi pomiar momentu obrotowego występującego na kole napędowym wałka rozrządu.

Pomiar tegoż na pracującym silniku to nie było w kij dmuchał, a specjalny momentomierz zabudowany w kole napędowym projektował wspomniany wcześniej dr Zdzisław Tomczyński…

Potem pojawiły się pierwsze minikomputerki (m.in. ZX Spectrum), których stałem się wielbicielem. Okazały się wspólnym zainteresowaniem moim i dr Tomczyńskiego…

I tak - od słowa do słowa - zakolegowaliśmy się. Doktor, jak Go będę dalej nazywał, był ode mnie sporo starszy, ale rozumieliśmy się w mojej opinii dość dobrze. Widywaliśmy się regularnie i spotykaliśmy na rutynowych śniadaniach w którymś z bufetów w Nowej Technologii.

W międzyczasie nastąpiło spore zawirowanie i Doktor znalazł się w Zakładzie Samochodów…; ale to temat na inną okazję. Wtedy, gdzieś w okolicach roku ’87, jako kibic z boku zauważyłem postępującą budowę „badawczego” Poloneza. Była to budowa dosłowna. Jako jedną z pierwszych czynności zaobserwowałem przeróbkę rolniczego siłownika na goleń zawieszenia hydraulicznego, co osobiście wykonywał Doktor. (Nie mogłem się nadziwić sprawnemu nabijaniu pierścienia mocującego w otworze siłownika)

Polo 6319-1.jpg Polo 6711-1.jpg

Następna impresja to znikanie obu Doktorów w garażu (spawalni), gdzie powoli powstawał Polonez. Nie zwracałem uwagi na szczegóły zwłaszcza, że wtedy równolegle brałem udział w pracy dotyczącej opracowania w pełni elektronicznego zapłonu do naszego ulubionego obiektu badawczego, czyli Poloneza. Chodziło o to, aby rozpaczliwymi metodami, „chwytając się brzytwy” elektronicznego zapłonu jakkolwiek upchnąć Poloneza w ówczesnych normach środowiskowych.

W tym czasie podczas budowy „Hydropoloneza” zdarzyło się Doktorom co najmniej raz zasiedzieć przy robocie i posiedzieć całą dobę na okrągło… Pamiętam poparzone ręce Doktora, który osobiście lutował „na mosiądz” układ hydrauliczny sterujący zawieszeniem.

Wreszcie Polonez zaczął jeździć. „Oblatywaczem” w takich przypadkach jest zwykle konstruktor-budowniczy i dlatego przez jakiś czas Doktor jeździł tym samochodem na co dzień. Pamiętam, że kiedyś pojechaliśmy razem na wyprawę do Radomia. Cel był prozaiczny: reklamacja butów sportowych koncernu SOFIX 😊. Droga przebiegła bez najmniejszych kłopotów. Nie pamiętam już za dokładnie, ale chyba jedynym mankamentem była konieczna czujność co do zachowania sprawności paska klinowego napędzającego pompę „hydrauliki”.

Oczywiście taką pracę naukowo-badawczą należało rozliczyć lub - jak kto woli - sprawozdać. I tu Doktor wpadł na pomysł zatrudnienia specjalisty od filmowania imprez rodzinnych (VIDEO AS). Fachowiec z kamkoderem VHS spisał się znakomicie.

Ponieważ akurat na podwórku SiMR-u wymieniano rury, więc można było zaaranżować przejazdy samochodem „fabrycznym” i samochodem „eksperymentalnym” przez te same nierówności pozostałe po wykopach. Jeden, a może i oba samochody, prowadził pan Wiesio (Wiesław Klingbail), znany wielu pokoleniom jako Wujo. Człowiek, który praktycznie całe życie spędził na Wydziale…

Potem trzeba było pokazać zdolności do poziomowania nadwozia. W tym celu Doktor zlecił mi przeprowadzenie łapanki wśród studentów, wraz z którymi obciążaliśmy tył samochodu. Oczywiście hydraulika dawała radę, tyle, że opony były na granicy możliwości. Szczęśliwie żadna nie wystrzeliła…

Na tych zdjęciach ja, autor tych wspomnień, występuję w waciaku i narciarskiej czapce. Jest tam również obecny Paweł, mój obecny sąsiad… Waciak zdobyłem z przydziału socjalnego, chociaż podobnie jak koszule flanelowe jako pracownikowi umysłowemu mi się nie należał 😊. A czapkę mam do dziś 😊.

Wracając do filmu: trzeba go było zmontować. Pomógł mi magnetowid NEC DX 1000 pochodzący z Pewexu i posiadający cyfrową stopklatkę. Dzięki temu stopklatki na filmie nie drżą w charakterystyczny dla VHS sposób…

Film po zmontowaniu pod czujnym okiem Doktora wyszedł jeden spory mankament…

Oryginalny film zawiera także dźwięk składający się z komend reżysera wydawanych językiem, który na męskim Wydziale nikomu nie przeszkadzał, ani nikogo nie drażnił. No, ale pokaz takiego filmu w gronie „Najwyższych Autorytetów Naukowych” mógłby się skończyć źle…

Dlatego spora część ścieżki dźwiękowej filmu została wyciszona i przykryta muzyką. Muzyka to płyta „Miles Davis - WE WANT MILES” i w małym fragmencie „Luther Thomas Dizzazz”… Pod koniec lat ‘80 XX wieku stosunek do praw autorskich był dość swobodny, a ponadto film powstał w jednym egzemplarzu w celu na dobrą sprawę jednorazowej projekcji. Nie zrobiłem nawet „kopii bezpieczeństwa”.


Kaseta pozostała na Politechnice, gdzie wówczas chyba nie było nawet oficjalnego odtwarzacza VHS, i leżała sobie gdzieś w zapomnieniu.

Kopię tę udało się ok. roku 1992 wypożyczyć, a parę lat później jakoś zdigitalizować. Przyczyna była prozaiczna i dziwna jednocześnie. Otóż los rzucił mnie do pracy do „Renomowanego Koncernu”, gdzie bezustannie kpiono z osiągnięć naszych uczelni… Wtedy okazało się, że jeden z nielicznych projektów, który miał swoje odbicie „w metalu” (czy jak kto woli „w realu”) obronił nieco opinię Wydziału…

Ze zmiennym szczęściem Polonez przetrwał do dziś, mimo, że dla bohaterskich zdobywców punktów za publikacje jest stale solą w oku. No bo za co ludzie, którzy nigdy nic nie zrobili „w metalu” mieliby go cenić. Jakby go tak zezłomować, to wartość artykułów publikowanych w sławnych czasopismach ze sławnej listy wzrosłaby stukrotnie 😊


Ze względów proceduralnych z filmu usunięta została ścieżka dzwiękowa, a link do filmu jest tutaj: Link do filmu na YouTube...


Celowo pomijam jakikolwiek opis badań Poloneza, bo nie o to chodzi w tym wspomnieniu.

Samochód broni się wrażeniami z jazdy, a nie jakimiś wykresami czy tabelkami. Ja te wrażenia pamiętam i nikt mi tego nie odbierze. Polonez pozostał (jak długo jeszcze?), film udało się ocalić, a gdzie są papierowe sprawozdania nie wiem, bo mi to do niczego nie jest potrzebne. Swoją drogą ciekawe, czy ktokolwiek wie, co się z nimi dzieje… Ich terminowego zniszczenia bowiem dopilnowuje się starannie w celu zniwelowania obaw, że może coś tam ktoś znajdzie. Albo może raczej czego nie znajdzie: nazwisk ludzi, którzy teraz „podpinają” się pod ten projekt.

Obaj budowniczowie Poloneza już odeszli…

Z doktorem Zdzisławem miałem kontakt jeszcze wiele lat, kilka z tych lat przepracowaliśmy jeszcze ramię w ramię, wielokrotnie także korzystałem z jego wiedzy i umiejętności…

Doktor Jan pozostał moim idolem, ponieważ z chwilą przejścia na emeryturę nigdy już nie postawił nogi na Wydziale, co wielokrotnie deklarowałem jako mój osobisty wzór do naśladowania, i co wdrażam praktycznie od kilku już lat….

Ten tekst jest moim hołdem dla obu Doktorów, bowiem takich ludzi już nie ma i nie będzie.

Nowe życie Poloneza

Polonez rozpoczyna nowe życie. Po latach nieobecności stał się dla wielu sentymentalnych fanów FSO niespodzianką i nie lada sensacją.

Wreszcie bierze udział w imprezach, np. defiladzie przed nową posiadłością developerską przy Jagielońskiej... Dawniej było to główne wejście do FSO.

Polo 5599-1.jpg Polo 5605-1.jpg Polo 5808-1.jpg

Podsumowanie

Aby zrozumieć losy Poloneza trzeba znać trochę kulis funkcjonowanie Wydziału w dawnej rzeczywistości.

Wydział funkcjonował sobie w swoistej symbiozie z Fabryka samochodów Osobowych.

FSO dysponowało rozwiniętym zapleczem w postaci Ośrodka Badań Rozwojowych, ale zlecało bardzo dużo badań i projektów Politechnice Warszawskiej.

Dzięki temu np. silnik 115C (duży Fiat 1500) i 115 DB (Polonez 1500) były najlepiej na świecie przebadanymi silnikami.

Zdarzały się też prace projektowe, np. zaprojektowanie nowej rodziny silników w końcu lat 80.

Z różnych względów FSO zlecało ten sam temat kilku różnym firmom, aby potem dokonać komisyjnego i profesjonalnego wyboru.

Pewno takie były reguły funkcjonowania w gospodarce socjalistycznej.

Oczywiście jedną z firm opracowujących temat był także FSO, tak być musiało w końcu ktoś musiał wygrać ten konkurs. W końcu w wielkim domniemaniu na końcu mogło być wdrożenie.

Zbudowany w amatorskich warunkach Polonez okazało się być całkiem sprawny w pokonywaniu nierówności i generalnie w jeździe.. Jak to ?? kilku ludzi zbudowało coś co sprawuje się lepiej niż produkt fabryczny ? Jak to ???

Dlatego Polonez swoim istnieniem stanowił trochę kpinę z FSO i jego zdolności rozwojowych. Dlatego propagowanie tego projektu stało się dla FSO solą w oku.

Pewno wyniki badań rzuciłyby na to więcej światła więc może warto sprawdzić czy pozostał po nich jakiś ślad...

Co do opisów technicznych pojazdu, to ja osobiście słabo już pamiętam szczegóły techniczne. W końcu to było ponad 40 lat temu... Może pora, aby ludzie którzy wykazali się odrobiną serca dla tego projektu opisali to na nowo, przy okazji prac remontowych Poloneza.

Wracając do soli w oku, to jest dla mnie oczywiste, że w świecie papierów i środowiska ciężko dotkniętego chorobą zwaną "punktozą", wszelkie przejawy istniejących "w metalu" efektów pracy pracowników Wydziału pieką szczególne boleśnie. Można to wyleczyć wykonując "w metalu" coś lepszego, doskonalszego lub spowodować zniszczenie dowodów własnej niemocy konstruktorskiej...

To pierwsze to... science fiction, ale to drugie już nie....

Czy naprawdę honoru konstruktorów muszą bronić Koła Naukowe ?


Autor dziękuje Michałowi Gorzymowi "Dużemu Michałowi" za udostępnienie współczesnych zdjęć Poloneza dekorujących ten tekst.


Tekst: Maciej Tułodziecki


Powrót do "Strony głównej"


Powrót do "Wydania 2025"