Polskie magnetofony kasetowe - część 1 - magnetofony stacjonarne: Różnice pomiędzy wersjami

Z Technique.pl
Skocz do: nawigacja, szukaj
m
m
Linia 19: Linia 19:
  
 
W połowie lat 70 zaczęły się pojawiać stacjonarne magnetofony kasetowe, i o ile pamięć mnie nie myli, to w moim kręgu były to produkty AKAI.
 
W połowie lat 70 zaczęły się pojawiać stacjonarne magnetofony kasetowe, i o ile pamięć mnie nie myli, to w moim kręgu były to produkty AKAI.
 +
W tym okresie Zakłady Radiowe im Kasprzaka dokonały obudowania w stacjonarną obudowę MK125 i tak powstał magnetofon kasetowy M 531S.
  
W połowie lat 70 Zakłady Radiowe im Kasprzaka dokonały obudowania w stacjonarną obudowę MK125 i tak powstał magnetofon kasetowy M 531S.
+
Ponieważ jesteśmy w epoce, która określam mianem "inwazji wzmacniaczy" to rzecz jasna ta "kasetówka" miała i wzmacniacz.  
 
+
Powtórzmy zatem raz jeszcze ulubiony refren:  
Ponieważ jesteśmy w epoce, która określam mianem „inwazji wzmacniaczy” to rzecz jasna ta "kasetówka" miała i wzmacniacz.  
 
Powtórzmy zatem raz jeszcze ulubiony refren:
 
 
 
 
Jeśli użytkownik miał już jako wzmacniacz Meluzynę, to koncern Unitra w ramach rozbudowy systemu oferował gramofon Fonomaster ze wzmacniaczem do tego magnetofon szpulowy ZK 246 ze wzmacniaczem, no i teraz dochodził magnetofon kasetowy... także ze wzmacniaczem... Jeden zestaw i cztery wzmacniacze - prawdziwa klęska urodzaju.
 
Jeśli użytkownik miał już jako wzmacniacz Meluzynę, to koncern Unitra w ramach rozbudowy systemu oferował gramofon Fonomaster ze wzmacniaczem do tego magnetofon szpulowy ZK 246 ze wzmacniaczem, no i teraz dochodził magnetofon kasetowy... także ze wzmacniaczem... Jeden zestaw i cztery wzmacniacze - prawdziwa klęska urodzaju.
  

Wersja z 09:49, 31 paź 2014


WERSJA PRÓBNA ARTYKUŁU

Magnetofony kasetowe od początku…

Magnetofony kasetowe w Polsce pojawiły się gdzieś na początku lat 70. Rzec można śmiało, że wśród potencjalnych użytkowników mogły w porównaniu z innymi źródłami dźwięku, występować w stężeniu co najwyżej 1:1000.

Nadal były to czasy, gdy wcale nierzadko można było zobaczyć osobnika trzymającego w ręku lub przy uchu grające radio tranzystorowe, co nasilało się zwłaszcza w maju, podczas Wyścigów Pokoju. Wśród moich rówieśników istniał jeden taki magnetofon i był to oczywiście Philips (opisany wcześniej). Można było więc zasiąść przy piwie i raczyć się własną muzyką. Mnie ten okres kojarzy się ze słuchaniem z kaset Deep Purple In Rock i Ummagummy.

Polski magnetofon kasetowy pojawił się dzięki zakupieniu przez ZRK licencji firmy Thompson i był to MK 125. Z tym magnetofonem spędziliśmy urocze wakacje w roku 1972. Specjalnie też przed wyjazdem wyrzeźbiliśmy do niego obudowę dla dodatkowego głośnika. Muzyka pozostała z tamtego kręgu co poprzednio, tyle, że dołączył jakiś wczesny King Crimson oraz klasyka spod znaku Creamów i Hendrixa. Niepozorna "kasetówka" miała spore pole rażenia, bowiem stojąc na pomoście nad jeziorem obejmowała zasięgiem dobre kilkaset metrów. Nie przypominam sobie też większych problemów ze zużywającymi się bateriami.

Jak widać "kasetówki" służyły jako przenośne źródło muzyki w kontekście wakacyjno-rekreacyjno-rozrywkowym. Na magnetofony stereofoniczne przyszło jeszcze trochę poczekać.

Oczywiście historia magnetofonów kasetowych nie mogła się toczyć innymi torami niż innych sprzętów powszechnego użytku, w sensie ogólnych trendów występujących na świecie.

Te trendy miały w Polsce swoje skromniejsze odbicie.

W połowie lat 70 zaczęły się pojawiać stacjonarne magnetofony kasetowe, i o ile pamięć mnie nie myli, to w moim kręgu były to produkty AKAI. W tym okresie Zakłady Radiowe im Kasprzaka dokonały obudowania w stacjonarną obudowę MK125 i tak powstał magnetofon kasetowy M 531S.

Ponieważ jesteśmy w epoce, która określam mianem "inwazji wzmacniaczy" to rzecz jasna ta "kasetówka" miała i wzmacniacz. Powtórzmy zatem raz jeszcze ulubiony refren: Jeśli użytkownik miał już jako wzmacniacz Meluzynę, to koncern Unitra w ramach rozbudowy systemu oferował gramofon Fonomaster ze wzmacniaczem do tego magnetofon szpulowy ZK 246 ze wzmacniaczem, no i teraz dochodził magnetofon kasetowy... także ze wzmacniaczem... Jeden zestaw i cztery wzmacniacze - prawdziwa klęska urodzaju.

Następny krok został wykonany w kierunku dziwnym i słabo przewidywalnym. Otóż pojawił się wtedy Marcin. Magnetofon, który bił większość produkcji zachodniej (czy dalekowschodniej) pochodzącej z dolnej półki. Co prawda parametry typu pasmo przenoszenia nie rzucały na kolana, ale za to odpowiadała po części ferrytowa głowica uniwersalna (zapis-odczyt) SONY PF145 (o dobrze ile pamiętam), będąca za to niezwykle trwała. Te głowice występowały w magnetofonach Sony i wtedy nosiły nazwę marketingową F&F czyli ferryt i ferryt. Zresztą przed wszystkimi konstruktorami stawał wtedy wybór trwałość czy jakość. Ferryt czy permaloj.

Magnetofon Marcin miał mechanizm sterowany w całości elektrycznie i miał dwusilnikowy napęd z silnikiem głównym, który dziś nazwalibyśmy pewnie BLDC (bezkomutatorowy silnik prądu stałego). Można by powiedzieć, że Marcin to magnetofon marzenie. Szkoda, że była to prawda w dosłownym znaczeniu słowa "marzenie", bowiem mimo ceny o rząd wielkości większej od MK531 i tak w sklepach można było tylko zobaczyć uszkodzone egzemplarze, a i to niezwykle rzadko.

Na bazie Marcina powstała tez m.in. pamięć kasetowa do zapisu analogowych sygnałów pomiarowych, co potwierdza wysoką klasę jego mechanizmu. Była też wersja kwadrofoniczna. Właściwie jaka była zawartość "wsadu dewizowego" w tym magnetofonie trudno mi powiedzieć. Myślę, że z czasem uda się to zagadnienie doprecyzować.

Marcin-2.jpg

Na tym etapie mieliśmy zatem dwa magnetofony kasetowe - popularny, który stanowił "zło konieczne", i którego wśród prawdziwych fanów nikt właściwie nie chciał oraz wart bez mała 10 razy tyle wirtualny przedmiot pożądania. Mniej więcej w czasie pokazania się Marcina, ktoś z decydentów wreszcie pojął, że czas zamknąć etap inwazji wzmacniaczy i pojawiła się wersja M 532 SD czyli "deck".

DSC08718a.JPG


Patrząc na nazewnictwo zauważamy przy okazji, że nazwa "deck" przylgnęła do magnetofonów kasetowych, co miało miejsce tylko w Polsce. W ciepłych krajach oprócz "cassette deck" istniał także magnetofon szpulowy bez wzmacniacza czyli "tape deck", podobnie jak "record deck" czyli gramofon bez wzmacniacza. Widać z tego jasno, że określenie "deck" odpowiada własności "bez wzmacniacza".

M 532 SD miał jeszcze jedną cechę charakterystyczną, a mianowicie mało atrakcyjny wygląd.

Kolejnym krokiem na ścieżce sprzętu "popularnego i dostępnego" stała się Finezja - magnetofon w dalszym ciągu pracujący w pozycji leżącej.

Magnetofon cieszył się sporym wzięciem i uchodził za bardzo nowoczesny wzorniczo, co w końcu na tle M 531 S i M 532 SD nie było trudne do osiągnięcia. Finezja miała kilka generacji i zakończyła swój byt na zesłaniu w zakładach przy ulicy Lubelskiej w Lubartowie.

Nieco wcześniej w ewolucji "kasetówek" nastąpił krok nieprzewidywalny. Pękł mianowicie monopol ZRK w dziedzinie stacjonarnych magnetofonów kasetowych.

Obserwowałem go trochę "od kuchni". Otóż chwilę po zaistnieniu M 532 w miejscu niezastąpionym dla DIY - majsterkowiczów budujących sprzęty poza fabryką - czyli na warszawskim Wolumenie - pojawiły się mechanizmy "kasetówek". Mechanizm był zacny, dwusilnikowy i przeznaczony do całkowicie elektrycznego sterowania. Byłem wśród optymistów, którym się wydawało że na bazie tego mechanizmu zbudują magnetofon naprawdę wysokiej klasy. Mechanizmy cieszyły się wzięciem wśród takich jak ja optymistów, ale z tego co pamiętam projekt do wersji "grającej" doprowadził tylko jeden ze znajomych, a do wersji "wyglądającej" nie starczyło chyba samozaparcia, chociaż możliwości wykonawcze były wówczas wielokrotnie większe niż obecnie...

Tak naprawdę to mechanizm mieszkał w magnetofonie Diory MSH 101, oczywiście dostępnym w handlu jedynie teoretycznie. W zasadzie metody na zdobycie tego magnetofonu były trzy: niezwykła cierpliwość, czyli meldowanie się o 6:00 w salonie Unitry w celu zaistnienia na listach kolejkowych, niezwykła tolerancja polegająca na pogodzeniu się ze spekulacyjną ceną (zwykle około 2-krotną) i nabycie magnetofonu na "wolnym rynku" i łut szczęścia, czyli spontaniczne wejście do salonu Unitry np. w niedzielę handlową przed Wielkanocą... Magnetofon MSH 101 był można powiedzieć produktem pełnokrwistym, już z następnej epoki, czyli "epoki inwazji wież", produktem naprawdę nowoczesnym, który dał początek całej rodzinie udanych konstrukcji wypuszczonych przez Diorę.

MSH101- 897.jpg

A Kasprzak... no cóż w tym czasie pracował na Finezją.

Kiedy produkcja Finezji osiągała pełną moc produkcyjna to już w zasadzie tych magnetofonów nikt nie chciał. Było tak dlatego, że obowiązującym trendem stały się wieże, do których Finezja już nie pasowała. W epoce mieszkań o skromnych metrażach trend "wieżowy" został podchwycony bardzo szybko i skutecznie.

Przypominam, że wieża Hi FI ma dwa podstawowe parametry: szerokość i kolor. MSH 101 pasował więc także do wzmacniaczy Foniki, pod warunkiem, że były srebrne.

Tak czy inaczej, przez pewien okres MSH 101 był jedynym magnetofonem kasetowym przystającym do wieży. I tu znalazł swoją szansę Kasprzak. Pojawiły się bowiem dwie serie magnetofonów które nazwiemy umownie "wąskimi", czyli seria 80xx o szerokości 300 mm (czyli miniwieży) i "szerokimi", czyli seria 70xx o szerokości 440 (czyli zwykłej wieży). Z czasem pojawiły się także wieże midi szerokości 350 oraz wystąpiło zapotrzebowanie rozbudowywania wież z produktów Radmor o szerokości 524.

Kasprzak odzyskał silna pozycje, ba nawet ją umocnił oferując magnetony nie tylko o szerokości mini wieży, ale także w dwu kolorach srebrnym lub czarnym.

Strona 1-s .jpg
  • M 8010 (ALTUS D60, M 8011, M 8041, M 8047, K 8018, M561, M561SD) ZRK 1981-1986 ?
7010 str 01.jpg
Instrukcja M-9010,9100,9109,9012 i M-9115str1.jpg
  • M 9010 (M-9100,9109,9012 i M 9115) ZRK 198x
M9108-WP 20140418 009.jpg

Technicznie magnetofony miały mechanizm transportu taśmy sterowany mechaniczne, co wówczas nazywano magnetofonem "na pedały", czyli pozostawały mimo wszystko krok za produkcją Diory. Zresztą fabryka z Dzierżoniowa wkrótce wprowadziła także nie tylko magnetofony do mini wieży, ale także magnetofony do wieży "slim line" zwane popularnie "szufladami" oraz magnetofony dwukasetowe do wieży "midi" o szerokości 350, które miały także uproszczony mechanizm przesuwu taśmy.

Mds456-WP 20140605 002.jpg
WP 20140622 016.jpg

Z czasem u Kasprzaka także pojawił się "miękki" mechanizm gdzie niektóre funkcje były wspomagane czyli "soft touch". To wszystko zwiastowało nadejście epoki cudownego mnożenia bytów...

Magnetofony różniły się wyglądem w zależności, do której wieży były przeznaczone i numeracją w zależności czy układ redukcji szumów był Dolby czy jedynie dolbypodobny.

Należy też zauważyć, że inni wytwórcy sprzętu Hi Fi, czyli Magmor i Radmor też wprowadzali na rynek swoje wyroby. Nie były to jednak wyroby głównego nurtu. Magmor produkował model leżący, ale płyta czołowa pasowała do wieży, zaś Radmor oferował magnetofony głównie dwukasetowe i z autoreversem - za to w niszowych ilościach. Magnetofony Radmor pojawiły się w czasach kiedy płyty CD były już w rozwiniętym natarciu. Nie zdołały więc na dobrą sprawę zaistnieć.

  • 5430 Radmor
  • 5530 Radmor
  • 5532 Radmor
  • 5532B Radmor
  • 5533 Radmor

Magnetofony Magmor wyglądają na kontynuacje zamierzchłej linii M 531/ 532...

Zresztą magnetofon M 532 zakończywszy żywot w Kasprzaku trafił do produkcji do zakładów w Lubartowie...

  • M 531S Lubartów 197?

Generalnie wraz z nadejściem epoki mnożenia bytów w magnetofonach zagościł plastik, który panuje do dziś. Należy się z tym pogodzić, co nie oznacza, że należy ten fakt podziwiać.

Nie darzę tej epoki specjalnym sentymentem, dlatego też została ona potraktowana dość pobieżnie, co nie oznacza, że nie wrócimy do tego tematu, aby go dokładniej opisać.

Nie mam też doświadczeń związanych z systematyczną eksploatacją tych magnetofonów, bowiem w tym czasie używałem już swojego pierwszego Pioneera (CTF 700)...

Reasumując, temat polskich magnetofonów kasetowych stacjonarnych zamyka się w górnej połówce lat 90-tych i zamyka się ostatecznie.


Co do magnetofonów przenośnych to miałem z nimi jako posiadacz jeszcze dwa zetknięcia: Pierwsze, z MK122 i MK125 używanymi po przeróbkach jako "data recordery" do poczciwych ZX81 i ZX Spectrum. Drugie, z zakupionym, po przypadkowym wejściu, w stanie wojennym, do "krainy pustych półek", bodajże MK 235, który na krótko umilał mi czas służby w wojsku, i który zdążyłem przed wyjściem z jednostki sprzedać koledze z plutonu. Innymi słowy miałem go, ale nigdy nie miałem go w domu.

Temat magnetofonów przenośnych powróci jeszcze w formie oddzielnego artykułu...


doc. dr inż. Maciej Tułodziecki


Powrót do "Magnetofonów"


Powrót do "Strony głównej"


Powrót do "Wydania 2014"